Co zrobisz? Umarł, to umarł. Przecież nie wskrzesisz trupa do życia!
„Nie wskrzeszę? To pa tera…” – kiedy przychodzi do kręcenia
sequeli, scenarzyści potrafią zrobić nieprawdopodobne fikołki,
aby tylko zagonić widzów do kin. I nawet śmierć jednego z
bohaterów poprzedniego filmu nie stoi na
przeszkodzie, aby postać ta, jak gdyby nigdy nic, wróciła do
akcji.
Leonard Nimoy,
aktor od połowy lat 60. wcielający się w postać oficera Spocka, z dużym entuzjazmem
przyjął do wiadomości plany uśmiercenia swej postaci w drugiej
części kinowej odsłony przygód załogi Enterprise. Zgon ten był niezwykle zaszczytny – dzielny bohater poświęcił
się, ratując swoich przyjaciół podczas walki z Khanem,
genetycznie wyhodowanym nadczłowiekiem o iście imperialistycznych
ciągotach. Spock został pochowany i wszystko wskazywało na to, że
po dzielnym pół-Wolkanie pozostanie tylko miłe wspomnienie.
A
jednak tak się nie stało. Nimoy był wielce
zaskoczony ogromnym sukcesem „Star Trek: Gniew Khana”. Przecież
pierwsza, kinowa część „Star Trek” poniosła finansową
klęskę, więc kto mógł się spodziewać, że następczyni nagle
wskrzesi dogorywającą serię do życia?
Aktor nagle więc zapałał
ogromną chęcią do odratowania Spocka. Producenci ucieszyli się, gdy gwiazdor wyraził gotowość powrotu do roli i nawet nie
protestowali za bardzo, gdy Leonard postawił warunek stanięcia
również i za kamerą tego filmu.
Tymczasem w cudownie
zregenerowane ciało Spocka umieszczono, za pomocą specjalnego rytuału, odpowiednik wolkańskiej duszy uśmierconego bohatera.
Czary-mary i oficer o szpiczastych uszach mógł wrócić do swych
obowiązków na pokładzie Enterprise.
Bunt Dartha Vadera w
ostatnich scenach „Powrotu Jedi” był swego rodzaju odkupieniem
za wszystkie paskudztwa, których dopuścił się on wcześniej. Widząc
swego syna przegrywającego w walce z mrocznym imperatorem, Vader w
odruchu ojcowskiej miłości zrzucił Palpatine’a do szybu reaktora,
zabijając go na amen. Wieść o śmierci okrutnego ciemiężcy
wywołała ogromny entuzjazm w całej galaktyce. Były tańce,
muzyka, zachlewanie mordy, wszyscy zacieszali się, a Ewoki to ch#je
i kropka.
I nagle, zupełnie
nieoczekiwanie, 36 lat po tym radosnym zgonie filmowcy uznali, że
fani zasługują na to, aby wydoić ich z ostatniego grosza. Pomóc miał w tym
wielki powrót Palpatine’a (w tej roli ponownie Ian McDiarmid).
Rozczarowani widzowie nie dostali jednak jednoznacznej odpowiedzi, w jaki sposób
martwy imperator wrócił do świata żywych, a twórcy najwyraźniej
nawet nie próbowali tego w logiczny sposób wyjaśnić. W dość
naiwny sposób to cudowne odrodzenie tłumaczyła wydana jakiś czas
później książka opisująca wydarzenia z filmu, jednak niesmak i tak pozostał.
Seria filmów o
karaibskich łupieżcach miała swoje wzloty i upadki, ale to, do
czego przyczepić się nie można, to świetne kreacje aktorskie.
Szczególnie doskonały w swej roli kapitana Barbossy jest Geoffrey
Rush. Aż szkoda, że pod koniec pierwszej części ten uroczy
antybohater zostaje „uśmiercony”. W praktyce to został on… ożywiony
– martwy był przecież przez większość filmu i nawet potężna rana
postrzałowa nie zrobiła na nim wrażenia. Jednak gdy za sprawą
Jacka Sparrowa zły kapitan stał się śmiertelnikiem, obrażenie,
które wcześniej zarobił, dość szybko
odesłało go do krainy wiecznych abordaży.
Producenci pewnie
zdali sobie sprawę, jak nierozsądnym posunięciem było zabijanie
postaci granej przez Rusha, więc scenarzyści zmuszeni zostali znaleźć
sposób na szybką reanimację kapitańskich zwłok. Już pod koniec
„Skrzyni Umarlaka”, drugiej części tej filmowej serii, pirat
cały i zdrowy wyłania się z cienia, aby dołączyć do swoich
dawnych przeciwników. Wszystko to dzięki czarom Tii Daalmy –
cielesnej formy potężnej bogini Calipso.
Długowłosy gość
o twarzy nawiedzonego fana teorii spiskowych bardziej przypomina
rozmiłowanego w środkach psychoaktywnych hippisa niż czołowego
naukowca pracującego w Strefie 51. A jednak dr Okun to znakomity
uczony, który w produkcji Rolanda Emmericha przeprowadza sekcję
zwłok pojmanego przez ludzi kosmity. Obcy okazuje się jednak
bardziej żywy, niż można by było się tego spodziewać – i w dość
brutalny sposób atakuje doktora. Ostatecznie przejmuje kontrolę nad umysłem swej ofiary, aby za jego pomocą
przeprowadzić psychiczny atak na
prezydenta Stanów Zjednoczonych. Agresor szybko zostaje
ubity, a Okun bezwładnie osuwa się na ziemię. Jeden z agentów
Secret Service ściąga macki obcego z szyi doktora i sprawdza jego
puls. Niestety, uczony nie żyje.
Dwadzieścia lat
później powstała druga część „Dnia niepodległości”. Duża
część obsady pierwowzoru powróciła przed kamerę, w tym także
i Brent Spiner jako dr Oukn! Jak wytłumaczono to zmartwychwstanie?
Ano najprościej jak się da – uczony był w śpiączce przez dwie
dekady. Kiedy po tym czasie kosmici ponownie postanowili dokonać
inwazji na Ziemię, telepatyczne moce, które Okun zyskał podczas
swojego feralnego spotkania z ufokiem, przywróciły go światu
żywych. Szybko też okazało się, że ów świat potrzebuje pomocy
doktorka, który posiadł był potężną wiedzę na temat wrogich gości z innej galaktyki,
a nawet zyskał możliwość komunikowania się z obcymi bytami.
Olbrzymi sukces
szpiegowskiej komedii „Kingsman” otworzył furtkę do kręcenia
kontynuacji. Problem w tym, że główne koło zamachowe tej
produkcji, czyli genialny Colin Firth jako Harry Hart, został
przecież ukatrupiony.
Jako że aktor potwierdził swoją gotowość
do ponownego zagrania tego bohatera, producenci zlecili
wskrzeszenie Harta. Jeszcze długo przed premierą nowego filmu tu i tam pojawiały się plakaty przedstawiające zniszczone okulary
Harry’ego i napis
„Informacje o mojej śmierci były zdecydowanie
przesadzone”, co było oczywistym sygnałem dla fanów, że Firth
wróci do swej roli.
No dobra, ale jak
wytłumaczyć zmartwychwstanie postaci, która z bardzo bliska
przyjęła kulkę prosto w łeb? „W Złotym Kręgu” pojawia się
retrospekcja, z której wynika, że bohaterem szybko zajęli
się agenci z jego organizacji. Ci zaaplikowali mu specjalny żel
chroniący tkanki przed rozpadem, a dzięki nanotechnologii
udało
się zrekonstruować najważniejsze fragmenty uszkodzonego mózgu
Harta. Nie obyło się jednak bez pewnych skutków ubocznych –
Harry zaczął cierpieć na amnezję i potrzebował dużo czasu, aby
to i owo sobie przypomnieć.
Jeszcze więcej kinowych trupów, które pozbierały się do kupy i ożyły,
poznacie w tym artykule.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą