Poznajcie Simona Smitha, weterana armii brytyjskiej, który nierozważnie i lekkomyślnie zgłosił się do pomocy przy wycieczce 60 dzieci ze szkoły córki do Muzeum Nauki w Kensington. Swoją "przygodę" relacjonował na żywo na Twitterze, a nie było łatwo.
24-letnia Sam Skinner rzuciła sobie wyzwanie zainspirowana postami innych rysowników, które znalazła w sieci. Narysowała swój autoportret w 50 różnych stylach - w taki sposób, jakby jej postać miała wystąpić w jednej ze znanych kreskówek.
Jak wiadomo, Australia to takie specyficzne miejsce, gdzie wszystko co się rusza, próbuje cię zabić. Ani to do końca prawda, ani też najbardziej zaskakująca z rzeczy, jakie można powiedzieć o tym kraju.
#1.
Jakie zwierzęta kojarzą się z Australią? Banał! Kangury, koale, wielbłądy… Moment, jakież znowu wielbłądy? Dzikie - „potomkowie” tych, które przywieziono do Australii w XIX wieku, by ułatwić sobie przemieszczanie się przez pustynne bezdroża kontynentu. Australijskie wielbłądy zaaklimatyzowały się znakomicie - i w rzeczywistości jest ich tu już jakieś 10 razy więcej niż znacznie bardziej znanych koali. Doszło nawet do tego, że z Australii wielbłądy importuje Arabia Saudyjska. Jednak bardziej w celach kulinarnych niż transportowych.
#2.
Australijczycy nie muszą liczyć się z miejscem. Mało prawdopodobne, by tego mogło im zabraknąć w nieodległej przyszłości. Mogą sobie więc pozwolić na różne luksusy, między innymi gigantyczne rancza o powierzchniach kilkukrotnie większych niż amerykańskie. Największa w Australii farma Anna Creek Station zajmuje prawie 24 tys. kilometrów kwadratowych - to więcej niż cały Izrael i tylko niewiele mniej niż Belgia.
#3.
W 1893 roku założona została Colonia Nueva Australia, czyli „Nowa Australia” poza granicami kontynentu. Dokładniej - w Paragwaju. To tam wyniosło się niemal 240 obywateli i obywatelek niezadowolonych z poczynań ówczesnego rządu. Nowy projekt nawet najbardziej życzliwi określali mianem „socjalistycznej utopii”. Jednym z fundamentów Nowej Australii miała być całkowita abstynencja od alkoholu. Zaiste, ciekawe dlaczegóż projekt nie wypalił. Podpowiedź - zaczęło się od niezadowolenia z przymusowej prohibicji, a potem poszło już z górki, przez nieprzychylne reakcje Paragwajczyków po niezadowolenie „Nowoaustralijczyków” z samozwańczo obranych władz.
#4.
W jaki sposób w Australii wybiera się ministrów i premierów? Oficjalnie - jak wszędzie na świecie. Nieoficjalnie, różnie z tym bywa. Bob Hawke, były premier, zasłynął wydudnieniem 2,5 pinty piwa (1,2 l) w 11 sekund, ustanawiając rekord świata. Sam twierdził później, że to osiągnięcie stało się przyczynkiem do jego politycznych sukcesów. Peter Garrett z kolei sprawował funkcję ministra środowiska, dziedzictwa i sztuki, potem z kolei ministra szkolnictwa, małych dzieci i młodzieży. Znał się na wszystkim… jak przystało na muzyka. Całą swoją popularność zbudował jako twórca zespołu Midnight Oil.
#5.
Choć to Las Vegas wydaje się mekką hazardzistów z całego świata, narodem z największymi skłonnościami do gry są Australijczycy. W przeliczeniu na jednego mieszkańca Australijczycy wydają na hazard najwięcej - niemal 1000 dolarów (amerykańskich) rocznie. To o dobre 40% więcej niż chociażby Singapurczycy, którzy w tej niezbyt zaszczytnej kategorii uplasowali się na 2. pozycji. Palmy pierwszeństwa Australia nie chce oddać już od 14 lat. Ulubiony „sport”? Jednoręki bandyta.
#6.
Jedna z najdłuższych budowli, a zarazem zdecydowanie najdłuższy płot na świecie, oddziela południowo-wschodnią część Australii od reszty kraju. Ma długość 5614 kilometrów i liczy 180 cm wysokości. Nie zdołałby raczej poradzić sobie z falą meksykańskich imigrantów, jednak z psami dingo radził sobie… różnie. Wzniesiona w 1885 roku budowla pomogła ochronić stada owiec przed inwazją psów (nieidealnie, ale w dużym stopniu), jednak brak naturalnych drapieżników odbił się hodowcom owiec czkawką. W ich miejsce na potęgę namnożyły się króliki i kangury, które co prawda owiec nie atakowały, jednak zżerały to samo pożywienie. W miejscu jednego problemu udało się więc bohatersko stworzyć półtora.
#7.
Na długo przed tym, jak w Australii pojawili się biali ludzie, kontynent zamieszkiwała tzw. megafauna. I jeśli komuś 3-metrowe kangury, 7-metrowe warany i kaczki w rozmiarze konia jawią się jak zły sen, to w Australii były one faktem. Grunt, że ok. 18 tys. lat temu większość megafauny należała już do przeszłości. Być może przyczynili się do tego pierwsi Aborygeni - w ich najstarszych legendach przewijają się opisy zwierząt zbliżonych do tych, które dzisiaj odkrywają i badają naukowcy.
#8.
Melbourne, drugie co do wielkości miasto w Australii, nazywane jest czasem „greckim miastem”. Faktycznie w Melbourne mieszka najwięcej greckojęzycznych osób poza samą Grecją, jak również jest to jedna z największych greckich diaspor na świecie. Jednak przypisywanie Melbourne Grekom to spore nadużycie - nie licząc samych Australijczyków, większą reprezentację mają tu Wielka Brytania, Indie, Chiny, Wietnam, Nowa Zelandia, Włochy, Sri Lanka, a nawet Malezja.
#9.
Sydney Harbour Bridge, most nad zatoką Port Jackson, jest najbardziej rozpoznawalnym mostem w całej Australii. Jego otwarcie nie obyło się bez kontrowersji. Gdy tylko ówczesny premier przeciąć miał wstęgę i oficjalnie oddać most do użytku, z tłumu wyłonił się Francis De Groot, były kawalerzysta, który na koniu wyprzedził premiera i samodzielnie pokonał wstęgę mieczem. Nie mając innego wyjścia, kawałki materiału związano ze sobą i tym razem premier dokonał skutecznego otwarcia. De Groot trafił natomiast na obserwację do szpitala psychiatrycznego i został ukarany grzywną - w wysokości ceny zakupu wstęgi.
#10.
Australia wydaje się jednym z ostatnich miejsc, do których ktokolwiek przy zdrowych zmysłach planowałby wybrać się na narty. Niesłusznie, ponieważ w Alpach Australijskich spada rokrocznie więcej śniegu niż np. w uwielbianej przez narciarzy Szwajcarii. W Alpach Australijskich wyróżnia się między innymi Góry Śnieżne z liczącym sobie 2228 m n.p.m. najwyższym szczytem kraju, Górą Kościuszki.
#11.
Budynek Opery w Sydney na dobre wpisał się w miejski krajobraz i zadomowił się na większości pocztówek z Australii. Mało kto wie jednak, że gdyby połączyć ze sobą wszystkie części przypominającego żagle dachu, można byłoby uzyskać idealną kulę. Architekta Jørna Utzona zainspirowało… obieranie pomarańczy, bo na pewno nie wypłata. Z tą ostatnią związana jest spora afera. Ze względu na piętrzące się trudności przy wznoszeniu budynku, Australijczycy uznali, że oryginalnemu architektowi nie należy się wynagrodzenie. Zawinął się więc na pięcie i postanowił sobie, że jego stopa już nigdy w Kraju Kangurów nie postanie. Obietnicy dotrzymał.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą