Wielopak Weekendowy DCLXII
Reszka
·
20 lutego 2016
70 118
228
W dzisiejszym odcinku opowiemy wam o wędkowaniu, kupimy książkę oraz przyjrzymy się partii szachów...- Nie wiem, co ja mam zrobić... Wszystko drożeje! Ziemniaki, skrobia ziemniaczana, mąka, ryż, kasza manna, jęczmienna, perłowa...
- A co pan robi zawodowo?
- Produkuję kiełbasy.
by Peppone* * * * *
Katastrofalny czwartek w Warszawie – krótka historia o tym, że nieszczęścia chodzą parami. W ciągu 3 godzin zginęło kilkanaście osób, a ponad sto zostało rannych.
Warszawa Wola
3 września 1987 roku, dochodzi 13:00. Warszawski tramwaj linii 27 sunie po torach wykonując codzienny kurs w kierunku cmentarza wolskiego. Ostatni pasażerowie wsiadają na przystanku PDT Wola – tramwaj rusza przed siebie. Z naprzeciwka zbliża się tramwaj linii 26, który powinien przejechać swobodnie przeciwnym torem w kierunku Pragi. Tak się jednak nie dzieje, 26 gwałtownie skręca, a rozpędzony już 27 wbija się w jego bok. Dochodzi do tragedii.
Na miejscu pojawiają się służby ratownicze – stają przed niemałym wyzwaniem. Wewnątrz pojazdów znajdowało się ponad 100 osób, z których zdecydowana większość została ranna. Część z pasażerów zginęła na miejscu, a mocno zniszczone, pogięte i zakleszczone metalowe elementy konstrukcyjne tramwajów utrudniają akcję ratowniczą. Strażacy muszą wycinać kolejne elementy wagonów w poszukiwaniu rannych.
Z pogiętymi elementami walczyli przez parę godzin, z wraków wydobyli 73 osoby ranne i niestety aż 7 ciał.
Z raportu, który sporządzono po katastrofie wynika, że zawinił motorniczy skręcającego tramwaju. Nie zauważył, że zwrotnica została przestawiona w pozycję do skrętu w lewo przez poprzedni, zjeżdżający do zajezdni, kurs.
Młody motorniczy dopiero zaczynał pracę na tym stanowisku, to był jego pierwszy tydzień, więc pracował z patronem, który miał go doszkalać i pilnować. W chwili tragedii patron przysypiał na jednym z siedzeń wewnątrz tramwaju.
W wypadku brały udział wagony o numerach 1032 i 1073 (linia 27), oraz 1049 i 1045 (linia 26).
Co ciekawe - tylko dwa z nich zostały wycofane z użytku (1032 i 1049), pozostałe dwa po remoncie wyjechały na torowiska i służyły przez kolejne lata.
Warszawa Włochy
3 września 1987 roku, dochodzi 15:30. Przed stacją kolejową Warszawa Włochy na semaforze zatrzymuje się pociąg do Sochaczewa. Być może między podróżnymi pojawiły się rozmowy o katastrofie tramwajowej, która miała miejsce dwie godziny wcześniej, jednak w ciągu kilku sekund rozmowy ucichają, by ustąpić miejsca krzykom. Na stojący skład z impetem najeżdża pociąg do Grodziska Mazowieckiego.
Jedno jest pewne – jechał z niedozwoloną na tym odcinku prędkością (około 60 km/h, podczas gdy ograniczenie wynosiło ledwie 20 km/h). To wystarczyło – siła uderzenia była tak duża, że zniszczone wagony spiętrzyły się, więżąc pasażerów w pułapce z giętego metalu.
Miejsce, w którym doszło do katastrofy jest otoczone terenami zielonymi i licznymi nasypami, więc służby ratownicze nie miały łatwego zadania. Przytłaczająca musiała być też liczba rannych, w pociągach najprawdopodobniej znajdowały się setki osób.
Akcja trwała bez ustanku przez całą noc, a dopiero w piątek nad ranem udało się dotrzeć do ciała ostatniej z ofiar.
Nie wiemy jak to
dokładnie wyglądało. O ile informacje o katastrofie tramwajowej wydają się być przedstawione w miarę rzetelnie, o tyle katastrofa kolejowa została w komunikatach nieco „pominięta”. Nie sposób dotrzeć do zdjęć z katastrofy, czy jakichkolwiek danych na temat liczby rannych. Żadne zdjęcia z tych dwóch katastrof nie pojawiły się też w krajowych dziennikach. Oficjalne, powtarzane komunikaty dotyczące tragedii kolejowej brzmią zdawkowo: „zginęło 8 osób, a kilkadziesiąt zostało rannych”.
Prasa w kraju wychwalała postawę ratowników i pomocnych przechodniów, którzy w „czynie społecznym” chętnie pomagali w trakcie akcji ratowniczej. W rzeczywistości teren został otoczony przez milicję i nie dopuszczano nikogo na miejsce katastrofy.
W czasach PRL to była standardowa procedura. Większość katastrof starano się ukryć – nie mieściły się one w ramach propagandy sukcesu. Jeśli zdarzenia nie dało się całkiem nakryć czapką, to manipulowano ilością ofiar i rozmiarami tragedii, tak, by wydawała się jak najmniej istotna. Wreszcie każdą z nich ubierano w możliwie jak najwięcej pozytywnych skojarzeń. W tym przypadku obok informacji o wypadkach umieszczano np. informację o bohaterskiej postawie górników, którzy „rzucili się” by po pracy oddać krew dla Warszawy.
Mimo wszystko ten dzień zyskał miano
czarnego czwartku warszawskiej komunikacji miejskiej. W ciągu 3 godzin zginęło kilkanaście osób, a ponad sto zostało rannych. Piątek 4 września 1987 ogłoszono w Warszawie dniem żałoby. Odwołano imprezy o charakterze rozrywkowym.
Źródła:
1,
2,
3,
4
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą