Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Pierwsi zdobywcy podniebnych przestworzy

56 952  
213   25  
Zanim istota ludzka wreszcie oderwała się od ziemi, musiały minąć długie tysiąclecia. Co oczywiście nie oznacza, że wcześniej nie znalazło się kilku odważnych śmiałków, co to eksperymentowali sobie ze swoimi chałupniczo stworzonymi „technologiami”. Jeszcze zanim da Vinci wykonał szkic latającej maszyny, powietrzne szlaki przetarło już parę wariatów.

Dedal i Ikar, a może Jatayu i Sampati?

Kiedy mówimy o latających ludziach, od razu na myśl przychodzi mit o Dedalu i Ikarze. Dedal był sprawnym rzemieślnikiem, który został zmuszony przez króla Minosa do zbudowania na Krecie wielkiego labiryntu. W tym miał zamieszkać Minotaur – synek Minosowej żony, która to bezpardonowo wychędożona została wcześniej przez byka… Zniewolony mężczyzna zatęsknił jednak za swoim domem w Atenach. Aby dać dyla, skonstruował dla siebie i Ikara - swego syna - wielkie skrzydła z umocowanymi doń ptasimi piórami. Ucieczka poszłaby zgodnie z planem, gdyby uradowany lotem Ikar nie wzbił się zbyt wysoko. Promienie słoneczne rozpuściły wosk, piórka poodpadały, a biedny dzieciak zleciał wprost w objęcia śmierci.


Podobną historię można znaleźć w Ramajanie – hinduskim sanskrycie. Tam mamy do czynienia z dwoma półbogami, braćmi o imionach Jatayu i Sampati. Obaj przyszli na świat z pięknymi skrzydłami i od wczesnego dzieciństwa mieli w zwyczaju konkurować ze sobą kto wzleci wyżej. Pewnego razu Jatayu tak bardzo zbliżył się do słońca, że nieco się podpiekłszy, runął w dół. Z opresji uratował go brat, ale w wyniku upadku sam połamał sobie skrzydła i już do końca życia musiał wieść życie na ziemi, mogąc o lataniu tylko pomarzyć.

Bladud – latający król

Nieco bardziej wiarygodna jest historia Bladuda – celtyckiego króla żyjącego ok. 800 roku przed naszą erą. Władca ten uważany był za wielkiego maga i nekromantę, który to bez trudu komunikował się z duszami zmarłych. Mimo że w tych sprawach może i faktycznie był wybitnie utalentowany, to już konstruktorem okazał się dość kiepskim. Bladud zbudował sobie wielkie skrzydła i będąc święcie przekonanym o niezawodności swego planu, bez wahania zeskoczył z najwyższej wieży w swoim królestwie. Jedne doniesienia mówią, że biedak zamaszyście pacnął o ziemię rozmaślając się niczym meduza na asfalcie, inne zaś, że jego wysokość dostojnie przeleciał parędziesiąt ładnych metrów, zanim z głośnym plaskiem wkomponował się w jeden z pobliskich murów. Tak czy inaczej – gość skonał na miejscu.


To może od razu na Księżyc?

Jeszcze dalej w swych ambicjach posunął się chiński władca żyjący 2000 lat przed naszą erą. Wan Hu, bo o nim mowa, uznawany jest za pierwszą ofiarę ludzkich prób wzbicia się w przestworza. I zrobił to chyba w najbardziej efektowny sposób, jaki można by sobie wyobrazić. Hu, marząc o podróży na Księżyc, kazał sobie zbudować specjalny tron, do którego to doczepiono 47 ładunków wybuchowych. Jak by nie patrzeć, Chiny od dawna słynęły ze wspaniałych fajerwerków, więc z dostępnością rakiet problemu nie było…


Na umówiony sygnał każdy z 47 pomocników odpalił po jednym loncie i dał drapaka w bezpieczne miejsce. Kiedy potężna eksplozja wstrząsnęła ziemią, miejsce startu spowite zostało gęstym dymem. Kiedy ten opadł, ani po tronie, ani po władcy nie było już śladu. Facet albo został rozdarty na strzępy, albo faktycznie zaliczył twarde lądowanie na naszym naturalnym satelicie.

Latający islam

Zostawmy jednak legendy w spokoju. Najwyższy bowiem czas przedstawić wam Abbasa ibn Firnasa – żyjącego w IX wieku n.e. andaluzyjskiego fizyka, inżyniera i wynalazcę. Do jego największych osiągnięć zaliczyć można wodny zegar, zwany al-Maqata, a także np. oszlifowane kryształy, których mogli podczas czytania używać ludzie cierpiący na dalekowzroczność. Firnas stworzył też we własnym domu prawdziwe planetarium wypełnione modelami ciał niebieskich.
Jednym z niezliczonych eksperymentów przeprowadzonych przez tego wynalazcę była próba oderwania się od ziemi za pomocą skonstruowanych przez siebie skrzydeł.


Do dziś zachowały się zeznania świadków tego doświadczenia. Abbas nie tylko wzbił się w powietrze, ale i przeleciał całkiem sporą odległość, sprawnie manewrując swoim wynalazkiem tak, aby eksperyment nie skończył się tragedią. Niestety, podczas prób wylądowania Firnas dość mocno uderzył o ziemię, czego wynikiem był poważny uraz kręgosłupa. Inżynier potem doszedł do wniosku, że tak fatalne zakończenie eksperymentu jest winą braku ogona, który mógłby odpowiednio ustabilizować opadanie. Tak czy inaczej próbę tę można zaliczyć do udanych.
Na cześć konstruktora nazwano jeden z księżycowych kraterów oraz… lotnisko w Bagdadzie.

Eilmer z Malmesbury – skrzydlaty mnich

Eilmer był żyjącym w XI wieku angielskim mnichem z zakonu benedyktynów. Duchowny zainspirowany mitem o Dedalu i Ikarze sam postanowił skonstruować sobie podobne urządzenie. Na postanowieniu nie poprzestał.


Jego wynalazek oparty był o anatomiczną konstrukcję ptasich skrzydeł i gotowy był do przetestowania, kiedy Eilmer miał już parę ładnych krzyżyków na karku. Sędziwy mężczyzna nie bał się jednak wspiąć na sam szczyt wieży w Malmsebury, aby odbyć próbny lot. Kiedy skrzydła były już solidnie przypięte do ramion duchownego, mnich skoczył z budynku. Zgodnie z kronikami, w których zachował się opis tego niecodziennego „spektaklu”, benedyktyn przeleciał ok. 201 metrów zanim porywisty wiatr przerwał mu zabawę. Eilmer, usiłując zapanować nad wirującym torem swojego lotu, ostatecznie mocno trzasnął o ziemię i złamał sobie obie nogi. Podobnie jak Firnas, śmiałek ten, przeanalizowawszy przebieg swojego eksperymentu, winą za niepowodzenie obarczył brak ogona, dzięki któremu mógłby odpowiednio balansować swoim ciałem.


Niedawno przeprowadzone badania w miejscu mniszego lotu sugerują, że Eilmer musiał pozostać w powietrzu przez całe 15 sekund. Ponadto, gdyby faktycznie pomyślał o dużym, odpowiednio wyważonym ogonie, to mógłby kilkukrotnie nawet zwiększyć swój dystans. Nigdy jednak nie można by tego nazwać lataniem, a raczej swobodnym opadaniem.

Turecki wkład w lotnictwo

Pięć wieków po mnichu z Malmesbury podobnych prób podjął się niejaki Hezârfen Ahmed Çelebi – turecki konstruktor z Konstantynopola. Człowiek ten był wyjątkowo zawzięty i z uporem osła podejmował kolejne karkołomne próby wzniesienia się w przestworza. Tych prób doliczono się dziewięciu. Wynalazca skonstruował sobie wielkie orle skrzydła i wykorzystywał odpowiednie podmuchy wiatru. Mimo niewątpliwych sukcesów, Hezârfen przez wielu swoich rodaków uważany był za szaleńca.


Nie wiadomo, czym skończyłyby się eksperymenty zawziętego Turka, gdyby nie jeden z sułtanów, który wręczył mu worek pełen złotych monet i… wygnał go z miasta, tak tłumacząc swoją decyzję: „To niebezpieczny człowiek. Jest w stanie zrobić wszystko, czego sobie zażyczy. Nie jest rozsądne trzymanie tu takich ludzi”. Wynalazca trafił do Algierii. Tam też zakończył swój żywot.

Zanim bracia Wright wykonali swój popisowy lot…

Spokojnie można powiedzieć, że gdyby nie potężna praca niemieckiego konstruktora Otto Lilienthala, to bracia Wright zbyt szybko nie odnieśliby swojego sukcesu. Jeszcze zanim temat zależności pomiędzy prądem powietrza a siłą wznoszenia został podjęty przez naukowców, on już prowadził eksperymenty na zbudowanym przez siebie urządzeniu.


To dzięki tym niekończącym się doświadczeniom Otto z całym przekonaniem przeciwstawiał się powszechnemu wówczas poglądowi, że tylko obiekt lżejszy od powietrza pozwoli człowiekowi wznieść się nad ziemię. Lilienthal badał zachowanie się skrzydeł różnych gatunków ptaków i wierzył, że tylko wykorzystanie tej naturalnej technologii będzie prawdziwym przełomem w naszych odwiecznych marzeniach o lataniu. Niemiecki wynalazca stworzył niemałą ilość projektów takich skrzydeł – za co potem mogli mu podziękować bracia Wright, którzy garściami czerpali z pomysłów Otto.


Oczywiście w parze z teorią szły też i całkiem poważne doświadczenia. Lilienthal był gotowy na swój pierwszy lot. Skorzystał wówczas z drewnianej konstrukcji pokrytej wełną. Ciągle usprawniany przez niego prototyp maszyny latającej testował początkowo na małej skoczni zbudowanej we własnym ogrodzie, a w 1891 roku konstruktor odbył swój pierwszy lot „w terenie”. Przebył wówczas całe 25 metrów (lichy wynik w porównaniu z osiągnięciem opisanego powyżej benedyktyna…). Z każdej próby niemiecki wynalazca wyciągał odpowiednie wnioski i wprowadzał usprawnienia w budowanych przez siebie modelach. A powstało ich aż 21!


Mimo że wyniki jego doświadczeń nie zawsze były imponujące, to prace Lilienthala były prawdziwym krokiem milowym w historii lotnictwa. Człowiek ten dokładnie opisał całą technologię budowy skrzydeł oraz dzięki dziesiątkom przeprowadzonych przez siebie prób, rozwiązał większość problemów związanych zarówno z wzbijaniem się do lotu, jak i jego samym przebiegiem. Niestety, biedak nie przewidział jednak wszystkich rzeczy, które czekać miały na jego następców. W 1896 roku podczas jednego z eksperymentów, będący na wysokości 15 metrów Otto napotkał na swej drodze komin termiczny. Takie zjawisko powstaje w chwili, gdy słońce nierównomiernie nagrzewa ziemię. W takim kominie dochodzi do wznoszącej się cyrkulacji ciepłego powietrza. Otto, który trafił na to zjawisko, stracił kontrolę nad swoją maszyną i zleciał na ziemię, łamiąc sobie kręgosłup. Na łożu śmierci Lilienthal miał powiedzieć: „Pewne niewielkie poświęcenia należy ponieść”.


Źródła: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
2

Oglądany: 56952x | Komentarzy: 25 | Okejek: 213 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

11.05

10.05

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało